Nie wiem czy to normalny objaw, ale jestem "uniesiona" ilekroć (w moim mniemaniu oczywiście) jedno z moich szczęść udowodni swoją lojalność i dojrzałość.
Bo moje życie składa się się z czterech szczęść. Dwa rosnące, nie do końca jeszcze dojrzałe mimo wieku dojrzałego, jedno przejrzałe, ale i tak do końca nie dojrzałe i jedno nie mające z dojrzałością nic wspólnego, bo nie posiadające miana istoty, ale bez którego życie moje byłoby nie do przeżycia.
To brzmi może nielogicznie i dziwacznie ale tak jest i to nawet jest bardzo proste, a nawet banalne.
W tym miejscu często będę o tym pisała bo to po prostu jest moje życie, i nawet nie bardzo sobie już teraz wyobrażam, żeby było inne.
Miejsce w którym postawił mnie los, czy jak kto woli Bóg, jest tak cudownym miejscem, że wszystko co tu się dzieje, te dobre i złe rzeczy, wesołe i smutne a nawet tragiczne - mają jakąś dziwną właściwość.
Tu myśli się pozytywnie nawet jak ma się złe przeczucia czy tzw. czarne myśli.
Czy to może tylko moja cecha charakteru?
A może sposób na życie?
Magia????
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz